Słowem wstępu
Wszystko, co mnie otacza, jest dla mnie niewyczerpanym, nieustającym źródłem fascynacji, ciekawości i inspiracji. Więc skoro mam mówić o moich zainteresowaniach, to i tak nie wymienię wszystkich.
No to może wspomnę tylko te najważniejsze...
Polityka, politologia i nauki społeczne
Moje dzieciństwo i wczesna młodość przypadła na burzliwe czasy końca PRL. Jednym z pierwszych (choć tylko migawkowych) wspomnień jest widok czołgów na ulicach rodzinnego Gdańska. Pamiętam ulotki rozdawane w pociągu. Byłem też strasznie dumny z karykatur politycznych, które tworzyłem niewprawną jeszcze i niedojrzałą kreską. Maturę zdawałem już w czasach pełnej suwerenności.
Nic więc dziwnego, że polityka zawsze była obecna w moim życiu. Moje pokolenie żywo dyskutowało otaczającą nas rzeczywistość - byliśmy pełni zapału i marzyliśmy o zmianie świata. Nie zapisałem się co prawda do partii politycznej (jak kilku z moich kolegów), ale zawsze żywo interesowałem się tym, co się dzieje w Polsce i na świecie.
Trochę później przeszedłem na pozycję obserwatora sceny politycznej, w czym ponownie pomógł mi zmysł analityczny. Bywałem także komentatorem - publicystą (a pióro miałem ostre, bo wykształcone m. in. na "Dziennikach" Stefana Kisielewskiego, które czytałem chyba ze sto razy do deski do deski). W końcu postanowiłem sformalizować moje zainteresowania i skończyłem studia w zakresie politologii na łódzkiej AHE.
Dziś kontynuuję moje młodzieńcze zainteresowania od czasu do czasu komentując wydarzenia polityczne w mediach, publikuję także artykuły naukowe z zakresu nauk o polityce.
Sztuka
Od młodości lubiłem rysować. Większość moich zeszytów (ku rozpaczy rodziców i nauczycieli) pokryta była rysunkami, zwykle robionymi na lekcjach. Właściwie myślałem nawet o tym, żeby studiować na ASP, ale jednak moja miłość do komputerów przeważyła i poszedłem na Politechnikę. Ale rysowanie zawsze było "gdzieś tam", blisko i w sercu.
Studia na wydziale artystycznym skończyłem więc później. Nie żałuję jednak, bo dzięki informatyce nabrałem analitycznego sposobu postrzegania rzeczywistości, co każdemu artyście bardzo się przydaje. Paradoksalnie jednak, w Sztuce moją miłością jest przede wszystkim grafika warsztatowa, wywodząca się z XV wieku.
Moje własne podróże artystyczne nie są dla mnie wyłącznie drogą kreacji estetycznej. Są raczej próbą przeniesienia do obszaru wizualnego przemyśleń natury filozoficznej - stąd szczególnie bliski jest mi symbolizm średniowiecznego drzeworytu. Wiele zawdzięczam mojemu Mistrzowi - prof. Tomaszowi Bogusławskiemu, z którym miałem przyjemność pracować w PJATK. Moim mentorem i nauczycielem był też wybitny polski grafik - prof. Cezary Paszkowski. Równie wielkim szacunkiem darzę też prof. Andrzeja Bartczaka z łódzkiej ASP, pod którego okiem miałem okazję się kształcić i który otworzył mi oczy na grafiki jednego z moich ulubionych twórców - prof. Stanisława Fijałkowskiego.
Masoneria, czyli wolnomularstwo
Wolnomularstwem interesuję się od dłuższego czasu. Właściwie, chyba można powiedzieć: "od dziecka", bo po raz pierwszy z Cyrklem i Węgielnicą zetknąłem się w książce niezapomnianego Zbigniewa Nienackiego "Niesamowity dwór". Ideały masońskie (czyli tolerancja, wolność, równość i braterstwo) są mi bliskie i uważam je za swoje.
Wielkim przeżyciem była dla mnie możliwość współpracy z prof. Tadeuszem Cegielskim, historykiem i wolnomularzem w jednym (B:. Tadeusz jest byłym Wielkim Mistrzem jednego z zakonów wolnomularskich). Dzięki jego zaproszeniu i poleceniu od kilku lat jestem członkiem rzeczywistym Instytutu Sztuka Królewska w Polsce.
Nie jest też specjalną tajemnicą, że sam od wielu lat również jestem wolnomularzem i członkiem dwóch polskich lóż: "Gwiazda Morza" w Gdańsku oraz "Nadzieja" w Warszawie. Pierwsza z nich pracuje w Rycie Szkockim Dawnym i Uznanym, druga - w Rycie Szkockim Rektyfikowanym (zwanym czasem templariuszowskim).
Moje zainteresowania historyczne i filozoficzne łączą się tu z pasją twórczą - mam przyjemność być autorem kilku wystaw poświęconych współczesnym interpretacjom niezwykle bogatej i tajemniczej symboliki wolnomularskiej. Ponadto mam na koncie mniejszych i większych prac naukowych z zakresu politologii i filozofii, związanych z próbą określenia dorobku myśli masońskiej. W przygotowaniu jest także moja książka poświęcona temu zagadnieniu.
Słowo
A Słowo było na początku...
Słowo jest dla mnie Magią. Od dzieciństwa literatura mnie fascynowała. Książki od zawsze pochłaniałem nałogowo (pamiętam, że pierwszy tom Władcy Pierścieni przeczytałem gdzieś na początku podstawówki - zajęło mi to trzy dni).
Moje młode lata przypadły na te piękne chwile PRL, gdy na bazarze ksiażkę kupowało się za dosłownie parę złotych. Jako nałogowy czytacz brałem, co popadło - od literatury (delikatnie mówiąc) lekkiej typu Mastertona i Ludluma, przez Harry'ego Harrissona aż po Asimova i Lema. No i oczywiście Sapkowski też był - jeszcze w starej Fantastyce.
W latach młodości "zaraziłem się" także książkami historycznymi. Prof. Aleksander Krawczuk, a potem prof. Norman Davies nauczyli mnie, ile wielkiej prawdy jest w tym, że historia magistra vitae. Do historii najnowszej przekonał mnie oczywiście Bogusław Wołoszański.
Jedną z moich ulubionych do dziś książek jest Cezar (G. Walthera) - biografia Gajusza Juliusza, który jest mi chyba najbliższy spośród cesarzy. Drugim, równie fascynującym, jest dla mnie Julian Apostata - wspaniały Człowiek, który na przekór całemu światu marzył o powrocie do tolerancji i równouprawnienia religii. Jego życie i śmierć, tak tragiczne - są niesamowitym przykładem tego, jak działa świat. Trzeci spośród wielkich Rzymian to Marek Aureliusz, któego Rozważania przeczytałem w wieku czterdziestu lat (chyba każdy dojrzały facet powinien).
Uważam, że Słowo może czarować. Może nadawać znaczenie, może uwodzić, może budzić lęk, miłość, pożądanie i nienawiść. Słowo ma niewyobrażalną potęgę.
Jedną z moich największych frustracji było to, że uświadomiłem sobie, że choćbym nie robił w życiu już nic innego - nie jestem w stanie przeczytać wszystkich książek, które chciałbym.
Zdarzało mi się też pisać - zwykle krótką formę. Trochę fantastyki, trochę prozy, trochę erotyki. Niektórym się nawet te moje wypracowania podobały. Choć większość z nich to gnioty i grafomania - ale trzymam je nadal z sentymentu. Parę z nich, z czystego sentymentu wrzuciłem na stronę Opowiadań.
Należę też do pokolenia, w którym każdy facet w pewnym wieku powinien choć spróbować napisać parę wierszy. Nawet jeśli to grafomania.
Filozofia - umiłowanie Mądrości
Myślę, że rację mieli starożytni Grecy, którzy mówili, że dojrzały mężczyzna powinien zajmować się filozofią.
Jeden z moich Przyjaciół zwykł zresztą mawiać: "w życiu prawdziwego mężczyzny są trzy etapy. W pierwszym, fascynuje go miłość do kobiety. W drugim - miłość do drugiego mężczyzny. W trzecim, najważniejszym - cechuje go miłość do Filozofii"... po czym dodaje z przekornym uśmiechem: "ja pominąłem ten drugi etap i od razu przeszedłem do trzeciego".
Myślę, że mój raj jest bliski rajowi platońskiemu. Ot, miło by było chodzić po oliwnym gaju, sącząc dobre wino i dyskutować o istocie Wszechświata. Oczywiście, możliwość wymiany myśli z uroczymi, młodymi adeptkami filozofii byłaby również wielce pożądana. Człowiekiem wszak jestem i nic, co ludzkie nie jest mi obce (a od chrześcijańskiej ascezy znacznie jest mi bliższe przekonanie o słuszności pogańskiego podejścia do pełni Człowieczeństwa).
Japonia
Moja wielka, spełniona (choć nie do końca) miłość. Fascynacja Japonią zaczęła się w bardzo młodym wieku. Pochłanianie książki o historii II wojny światowej (zwłaszcza ma morzu) zetknęły mnie z fenomenem kamikaze... i tak się zaczęło. Samuraje, bushido, kyudo... mówiłem o tym bez przerwy. W pokoju miałem wielką, japońską flagę. I oczywiście miecze (mam je do dzisiaj).
A potem zaczęło we mnie kiełkować wielkie Marzenie - żeby pojechać do Japonii. To była połowa lat osiemdziesiątych, głęboka "komuna" i smutna rzeczywistość PRL. Szanse na otrzymanie paszportu i wyjazd do RFN (takie państwo wtedy było!) były mizerne, a co dopiero myśleć o odległej Japonii. A jednak udało się... choć realizacja marzenia trwała kilkanaście lat. Do Kraju Kwitnącej Wiśni wyjechałem pod koniec lat dziewięćdziesiątych i mieszkałem w Hitachi, w prefekturze Ibaraki. Do dziś wspominam to z wielką nostalgią.
Do dziś wszystko, co japońskie jest mi bliskie i niezwykle pociągające, niezależnie od tego czy mówię o zen, kyudo czy... shibari.
Gry i zabawy, czyli miło szaleć, kiedy czas po temu
Nie jestem jeszcze na tyle stary, aby musieć ukrywać, że zdarza mi się sięgać po gry komputerowe. Tak, lubię i nie będę się tego wstydził. Lubię strategie i dobre RPG (ba, jeszcze parę lat temu zdarzało mi się grać w klasyczne, papierowe sesje). Co jakiś czas wracam do Wiedźmina i Mass Effecta (ale i tak najlepszy był Baldur's Gate). Gram też okazyjnie w szachy i jeśli ktoś wchodzi na www.freechess.org to można mnie tam czasem spotkać, grającego szybkie partie do porannej kawy (mój login to cynthus).
... i jeszcze tyle, tyle innych
Niels Bohr powiedział kiedyś, że ktokolwiek mówi, że rozumie fizykę kwantową - nie rozumie jej. Mnie świat kwantowy niezwykle ciekawi, choć oczywiście mimo politechnicznego wykształcenia nie mam wystarczającego aparatu matematycznego, aby go pojąć. Ale z drugiej strony, "Boską cząstka", jedna z najciekawszych i najbardziej pasjonujących książek o fizyce kwantowej, napisana przez noblistę Leona Ledermanna w całej swojej treści ma tylko jeden wzór... Jednym słowem - jestem w stanie powiedzieć, że "coś tam wiem", ale znacznie bardziej wolę się skupiać na tym, czego nie wiem. Świat kwarków i gluonów jest niezwykle frapujący.
Nie napisałem aż do tego momentu nic o muzyce, bo mam muzykalność stopnia pierwszego (tzn. rozpoznaję, gdzie grają szanty). Żeby było śmieszniej, o mały włos nie poszedłem do szkoły muzycznej (nawet zdałem egzaminy wstępne). No, ale Wielki Architekt Wszechświata jakoś uchronił. Tak chyba lepiej dla Muzyki i moich Znajomych. Zresztą, Stefan Kisielewski - sam przecież muzyk i kompozytor - nie cenił muzyków wysoko, więc może dobrze się stało.
Jestem natomiast użytkownikiem muzyki - słucham dużo i najróżniejszych rzeczy. Właściwie wszystkiego poza disco-polo i hip-hopem (chyba jestem na niego za stary). Lubię celtycki folk, metal (zwłaszcza powermetal), piosenkę aktorską, Stinga, Genesis, Leonarda Cohena, Maćka Zembatego, Dire Straits, Clannad, Enyę. Nightwisha też lubię (jak można było wylać boską Tarję Turunnen?!).
Ci, którzy jeździli ze mną samochodem w długie trasy wiedzą, że po drodze mam zwyczaj śpiewać szanty. Oraz Jacka Kaczmarskiego. Niektórzy są to nawet w stanie zdzierżyć.